Pixel Heaven 2014 – raport z Warszawy

Pixel Heaven 2014 to najlepiej rozreklamowana i przygotowana od strony marketingowej impreza retro w Polsce. Ilość informacji wpływającej przez ostatnie miesiące na moją skrzynkę pocztową, że o feedzie Facebooka nie wspomnę, była bardziej niż imponująca. To samo mogę powiedzieć o materiałach. Tych drukowanych – przygotowanych do bólu profesjonalnie, oraz tych sieciowych – z genialnym remake intra do Another World w roli głównej. Warto zapamiętać szczególnie ten ostatni projekt, bo dopiero zaczyna być o nim głośno na świecie. A będzie jeszcze głośniej.

PH
Pixel Heaven 2014, Logo imprezy

Nietrudno się domyślić, że przy takiej promocji frekwencja dopisała i kolejka do kasy pojawiła się jeszcze przed otwarciem klubu 1500m2, czyli tegorocznej miejscówki PH. Biorąc pod uwagę ilość przedstawicieli prasy i mediów internetowych, przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, czy warto w ogóle pisać o tej imprezie. Idę o zakład, że obszerne relacje znajdą się nawet w Przekroju. Z drugiej strony może warto podkreślić co wartościowego na Pixel Heaven znalazł taki retro-maniak jak ja. Od razu też zastrzegam sobie prawo do bycia stronniczym i nieobiektywnym.

Ten brak obiektywizmu i stronniczość ma swoje źródło w fakcie, że PH jest wydarzeniem z haczykiem. Duży nacisk na tematy indie powoduje, że łatwiej spotkać tam przedstawicieli polskich firm deweloperskich niż maniaków retro gier. To w dużej mierze impreza zamknięta, hermetyczna i naprawdę nie wiem co miałyby tam robić osoby z ulicy. Jeśli taki był cel, to OK. Nie widzę w tym nic złego. Polska scena gamedevu potrzebuje casualowych miejsc, gdzie nie trzeba się napinać i robić biznes. Od razu o kontakt łatwiej, a i wypić można i pochwalić modnym t-shirtem… Ja jednak pojechałem tam po retro, i na retro się skupię w tym raporcie.

PH5
Pixel Heaven 2014, wejście do lokalu

Przelot do Warszawy i 7 godzin powrotu Polskim Busem to niemałe poświęcenie, chociaż w pełni zrekompensowane przez kilka rzeczy. Pinballe, żeby daleko nie sięgać, były warte każdych pieniędzy. Duży wybór sprzętu, migoczące światełka, mechaniczne dźwięki… Grałem godzinę, od 10 do 11 rano, kiedy w klubie było jeszcze w miarę luźno. Potem nie można było się dopchać i coraz częściej maszyny najzwyczajniej padały. Czy ktoś je naprawiał – nie wiem. Wiem, że najlepsze sprzęty zarezerwowane były na jakiś turniej, co z kolei bardzo mi się to nie spodobało. Impreza w imprezie dla wybranych to marny pomysł i liczyłem na sensowniejsze zagospodarowanie takiego parku maszyn. Niemniej, te kilkadziesiąt minut przy 4 fliperach wspominam bardzo dobrze i doceniam ogromny wysiłek organizatorów związanych z zakupem i transportem było nie było masywnych i kosztownych urządzeń.

Szeroko pojętego sprzętu komputerowego również nie zabrakło. Najcenniejsze były dla mnie Amstrady, komputery dość rzadko spotykane na eventach. Atrakcji dodawał fakt, że w większości były to modele ze stacją dysków 3”; przyjemnie oglądało się też gry na kolorowych monitorach. Moje doświadczenia z Amstradem to temat na oddzielny wpis, ale PH spełniło w tym zakresie oczekiwania i rzuciło nowe światło na te maszyny. Może nawet kiedyś napiszę coś dobrego o produktach firmy Schneider. Póki co wciąż się waham pomiędzy etykietą „fajne” a „przereklamowane badziewie”.

PH6
Pixel Heaven 2014, stanowiska Amstrada

Nieszczególnie za to reprezentowana była scena konsolowa. To znaczy nieszczególnie pod względem ilościowym, bo o jakość ktoś zadbał i to z dużym smakiem. Shadow over Mystara na Sega Saturn czy DoDonPachi bodajże na PS były ostatnimi grami, których bym się spodziewał na PH, ale tylko z powodu ich unikalności i faktu, że nie jest to mainstream. Nigdzie za to nie widziałem Mario a Donkey Kong królował głównie na Amstradach. Jeszcze raz podkreślę – wybór to niestandardowy, ale z mojej perspektywy wolę oglądać rzeczy unikalne, jeśli już jadę te kilkaset kilometrów w jedną stronę. Klasykę mam w domu w dowolnej konfiguracji.

PH2
Pixel Heaven 2014, stanowiska Amigi

No i rzecz najważniejsza – panele dyskusyjne. Przysłuchiwałem się niestety tylko dwóm w temacie historycznym i dwóm związanym z obecnymi trendami w deweloperce (po stronie indie). O tych ostatnich pozwolę sobie nie napisać zbyt wiele. Indie to temat osobny i niezwiązany z retro. Doceniam wiedzę, która wręcz wylewała się z mikrofonów, ale były to wystąpienia stricte konferencyjne i bardziej widziałbym je na Digital Dragons. Dotyczy to również pokazu gameplaya The Vanishing of Ethan Carter. Przyznaję, fajnie się oglądało i jestem pod wrażeniem jakości, ale nadal nie wiem co to ma wspólnego ze starymi grami.

Co do retro wystąpień, tu znalazłem znacznie bardziej interesujące mnie rzeczy. Rozmowę Piotra „Micza” Mańkowskiego z Tomaszem Mazurem (Mirage), Grzegorzem Onichimowskim (IPS) i Marcinem Turskim (LEM) słyszałem ledwo-ledwo ale i tak uważam, że z dużym pożytkiem. Panel niestety odbywał się w głównej sali i kilkadziesiąt komputerów piszczących jednocześnie nie pomagało w dobrym odbiorze. W związku z tym podaję dla wygody link do nagrania umieszczonego na Polygamii – kto ciekaw niech zobaczy sam. Podsumowując: tematyka super, chociaż mam wrażenie, że bywalcy imprez branżowych już się z tymi historiami zetknęli niejednokrotnie.

PH3
Pixel Heaven 2014, Spectrum i TImexy również były solidnie reprezentowane…

Na koniec dwa słowa o drugim retro panelu. Tym razem z udziałem zagranicznych celebrytów. Dyskusja poprowadzona została przez Micz’a a jego gośćmi byli Jon Hare z Sensible Software oraz Mike Montgomery z Bitmap Brothers. Większość pytań i odpowiedzi była standardowa. Znałem to już na pamięć, szczególnie w przypadku historii Sensible Software, których znakomita biografia dostępna jest od jakiegoś czasu w formie drukowanej. Niemniej byłem zachwycony możliwością zobaczenia legend sceny amigowej na żywo. Człowiek niby stary i nic go już nie rusza, ale takie momenty nadal budzą potężne emocje.

Do Jona podszedłem zresztą zaraz po wystąpieniu i poprosiłem o autograf na moim egzemplarzu „Sensible Software 1986–1999”. Podpisał mi się bardzo pięknie bo inicjałami i formułą „STAY SENSIBLE”. Tak mi do głowy przyszło przy okazji, że szkoda, że nie mam dzieci. Terroryzowałbym je co jakiś czas podsuwając książkę pod nos i opowiadając o tym jakie to było wydarzenie, i że gry lepsze były kiedyś a świat bardziej kolorowy… Koszmarne przeżycie dla takiego dzieciaka wychowanego w erze Internetu w komórce, ale i tak bym się nie powstrzymał.

PH7
Pixel Heaven 2014, Jon „Jops” Hare śpiewa Cannon Fodder i nie jakiś tam głowny motyw, ale melancholię z ekranu z cmentarzem!

Jon zrobił zresztą fantastyczną rzecz w sobotę, już po zakończeniu części oficjalnej. Zagrał solo, na gitarze. Grał i śpiewał kawałki z biblioteki Sensible Software i robił to znakomicie. Jon w ogóle udziela się mocno jako muzyk i to widać i słychać. Świetnie współpracuje z widownią czego dowodem był akompaniament do naszych pijackich nieco zaśpiewów „Whisky moja żono”. Mam 2 giga nagrań z tego koncertu i muszę przyznać, że to jedna z fajniejszych pamiątek, tuż zaraz po autografie. Aha, wypada mi też powiedzieć, że Jon to szalenie sympatyczny człowiek i pozostawił po sobie świetne wrażenie. Jak na kogoś, kto miał cały świat świat u stóp swego czasu, jest aż za bardzo normalny.

Podsumowując wyjazd na Pixel Heaven 2014 – pomijając niezbyt fortunny bar w samym lokalu (obsługa chyba na co dzień usługuje koronowanym głowom i brzydzi się pospólstwem), oraz zapominając o wyłączeniu większości pinballi z ogólnego dostępu – nie żałuję czasu ani wydanych pieniędzy. Może i moja wizja retro-growych imprez jest nieco inna niż organizatorów, ale byłbym nie fair nie doceniając ogromu włożonej pracy, pasji i po prostu wiedzy jak robić tego typu eventy. Dla ludzi szukających kontaktów z branżą – wizyta na PH była strzałem w dziesiątkę. Czy inni otrzymali wszystko czego chcieli – nie jestem do końca pewien. Wiem tylko, że dla Jona Hare pojechałbym i do samego Londynu. Pozostaje mi tylko śledzić, kto odwiedzi Polskę w przyszłym roku.

Jedna uwaga do wpisu “Pixel Heaven 2014 – raport z Warszawy

Dodaj komentarz